Bogusław Feliszek, 2010-10-04
"Toksyczni informatorzy"

Toksyczni informatorzy

Wielu dziennikarzy traktuje anonimowych informatorów jak partnerów w toksycznych związkach: nie mogą żyć razem i jeszcze bardziej nie potrafią żyć bez siebie.

Co trzeci pytany przeze mnie dziennikarz przyznawał się do "poważnego dyskomfortu" wywołanego drukowaniem anonimowych wypowiedzi, ale jednocześnie co drugi wyznał, że rozmówca zgodziłby się ujawnić nazwisko gdyby go "trochę mocniej przycisnąć". Wygląda na to, że spora część niepodpisanych cytatów to efekt pracy leniwych reporterów.

Redakcje bronią i chronią anonimowych informatorów, zwanych też "naszymi źródłami". Czy słusznie?

Kiedy sięgniemy do sedna problemu, zobaczymy, że tzw. "ochrona źródła" nie ma nic wspólnego z dziennikarską etyką; takie pojęcie żyje jeszcze w głowach zaledwie 15 osób, z których tylko kilka jest czynnymi dziennikarzami.

Siła anonima

Obrońcy poufnych źródeł mówią, że dzięki nim wyciągają na światło dzienne ważne sprawy, o których opinia publiczna nigdy by się nie dowiedziała. Anonimowe źródła używane ostrożnie i z umiarem są - według nich - cennym narzędziem komunikacji z wpływowymi grupami, które chcą pozostać w cieniu.

Pamiętajmy, że ktoś kto pisze o rządzie, CBA, CBŚ lub ABW bardzo rzadko - jeśli kiedykolwiek - może podać nazwisko swego informatora. Popatrzmy na artykuły o tych instytucjach. Ile jest tam bezpośrednich cytatów z nazwiskami? Rzecznik prasowy? Wolne żarty. Jedyne ciekawe informacje pojawiają się jako omówienie wypowiedzi.

Jeśli temat jest przebojowy lub cytat jest mocny i kontrowersyjny, dziennikarz na pewno go wykorzysta. Jeżeli jest zbieżny z poglądami dziennikarza, prawdopodobieństwo wykorzystania jest jeszcze większe. Jeśli wypowiedź jest krytyczna, napastliwa lub sensacyjna, na pewno trafi na czołówkę - a potem niech wali się świat.

Wartość anonima

Gwarancja anonimowości nie znaczy, że informator powie coś wartościowego.

Pamiętam taką historię kiedy pracowałem w TVP. Trwała kampania wyborcza do Sejmu. Zadzwoniłem o północy do szefa sztabu jednego z kandydatów z prośbą o potwierdzenie sensacyjnej, ale mało wiarygodnej informacji. Rozmowa wyglądała tak:

"Nie mogę tego potwierdzić oficjalnie." - powiedział mój rozmówca.

"Rozumiem, ale czy to prawda, że kandydat przyzna się do współpracy z SB?" - zapytałem.

"Rozmawiamy nieoficjalnie?"

"Tak."

"Na pewno tego nie nagrywasz?"

"Nie nagrywam."

"I nie powiesz nikomu."

"Nie powiem." - odpowiedziałem z ciężkim sercem.

"Bez komentarza." - usłyszałem w słuchawce :-(

Anonimowo tylko na początku

Anonimowe źródła zwykło kojarzyć się z dziennikarstwem śledczym, ale dziś reporterzy, którzy się tym zajmują korzystają z tego niezwykle rzadko. Nieformalnie rozmawiają z informatorami tylko na początku pracy nad tekstem - kiedy dochodzi do konkretów chcą mieć wszystkie fakty czarno na białym i oczywiście z imieniem i nazwiskiem.

W szanujących się mediach nie można podać jako źródła "kół rządowych" - potrzebna jest większa precyzja: ministerstwo, poziom, zakres kompetencji; coś, co doda informacji wiarygodności. Tylko bliższe umiejscowienie źródła pozwala czytelnikowi ocenić czy informator ma jakiś prywatny interes w przekazaniu informacji i jakimi kieruje się pobudkami.

Jeżeli nie można podać nazwiska, redakcja powinna podać przekonujący powód ochrony tożsamości informatora. Niektórzy redaktorzy żądają potwierdzenia niepewnej informacji z dwóch anonimowych źródeł. Czasem domagają się od reportera zdobycia dokumentu potwierdzającego prawdziwość informacji.

Anonimowa konkurencja

Wydawcy tłumaczą, że do korzystania z anonimowych źródeł zmusza ich konkurencja. "Gdybyśmy tego nie robili, wypadlibyśmy szybko z gry." Osoby zarządzające mediami dają więc więcej swobody w zdobywaniu informacji. Początkujący i niedoświadczeni reporterzy, szczególnie ci specjalizujący się w bardzo konkurencyjnych dziedzinach (prawo, finanse, ekonomia) i polujący na sensacyjne historie (tematy z życia celebrytów) chętnie korzystają z anonimowych źródeł.

Niestety, zdecydowana większość anonimowych informatorów mówi więcej niż wie. Reporterzy, którzy otrzymują zachętę do korzystania z takich źródeł, czasem piszą więcej niż się dowiedzieli. Redaktorzy nie są zbyt dociekliwi w weryfikacji tekstów. Rezultat: fikcja miesza się z faktami.

Anonimowe źródła to także zagrożenie pozwami sądowymi o zniesławienie. Kiedy sprawa trafia na wokandę, prawnik powoda bez skrupułów zaneguje istnienie tajnego informatora ("Wysoki sądzie! Takiej osoby nie ma i nigdy nie było") lub podważy etyczne zasady wykorzystywania takiego źródła informacji ("Nikt kto ma czyste intencje nie boi się pokazać swojej twarzy!") I sąd zwykle zgadza się z taką argumentacją.

Kodeks anonima

Kodeks dziennikarzy agencji Associated Press dopuszcza korzystanie z anonimowego źródła pod trzema warunkami:

1. informacja dotyczy faktu, nie jest opinią ani spekulacją i jest kluczowym elementem relacji.

2. informacji nie można uzyskać bez zagwarantowania źródłu anonimowości.

3. źródło jest wiarygodne i ma status umożliwiający dostęp do dokładnych informacji.

Jak zatem współpracować z anonimowym informatorem skoro takie kontakty to część pracy dziennikarza?

Zacznijmy od kilku prostych pytań:

1. Czy jest to informacja, która może zainteresować opinię publiczną? Czy treść informacji służy rozwojowi demokracji czy to tylko jednodniowa sensacja?

2. Czy przekazana informacja jest niezbędnym elementem opisywanego tematu?

3. Czy anonimowy informator ma wiedzę z pierwszej ręki?

4. Czy można ujawnić zakres posiadanej przez informatora wiedzy, co pomoże czytelnikom i widzom ocenić jej wiarygodność? Na przykład, "Nasz informator przepracował w służbach specjalnych 30 lat".

5. Czy informator jest jedyną osobą z wyjątkową wiedzą na ten temat lub można o tym porozmawiać z kimś innym?

6. Czy przekazywana anonimowo wiadomość jest skierowana przeciwko jednej osobie lub grupie? Jeśli tak, jaki ma w tym interes? Kto jeszcze może z tego skorzystać? W jaki sposób?

7. Jakie szkody może ponieść informator po ujawnieniu jego tożsamości? Czy można o tym napisać? Kto jeszcze może być poszkodowany?

Jeżeli po zadaniu tych pytań warto podtrzymać kontakt z informatorem, należy rozważyć kilka kwestii:

1. Zapytaj informatora dlaczego nie chce ujawnić tożsamości? Kiedyś kontaktowały się tak z mediami osoby, które obawiały się przykrych reperkusji. Dziś jest to sposób wprowadzania "tylnymi drzwiami" do publicznej debaty delikatnych tematów i sondowania pierwszych reakcji.

2. Poinformuj informatora, że w przypadku wykorzystania informacji, musisz podać jego nazwisko swojemu przełożonemu w redakcji i prawnikowi. Zapytaj czy zgodzi się zeznawać przed sądem jeżeli krytykowana w artykule osoba poda wydawcę do sądu.

3. Zapytaj informatora czy może podać kontakt z osobami, które potwierdzą prawdziwość jego słów i ewentualnie wystąpią pod nazwiskiem.

Każdy kontakt kończ oficjalnie. Powtórz wszystkie przekazane informacje. Czy to może być z nazwiskiem? A to?

Konkluzja

Jednym sposobem wygrania wojny z nierzetelnymi informatorami jest wprowadzenie całkowitego zakazu korzystania z anonimowych źródeł.

Bez takiego zakazu trudno liczyć na wzrost zaufania opinii publicznej do mediów a sami dziennikarze nadal będą czasem nadużywać prawa do wolności wypowiedzi.

PS. Jeśli zauważyłeś w mediach anonimowy cytat, który brzmi niewiarygodnie i wygląda na manipulację, napisz do mnie.