Bogusław Feliszek, 2011-09-18
"Panie Prezydencie, mam pomysł!"

Panie Prezydencie, mam pomysł!

W Pressence Public Relations stale szukamy nowych rozwiązań jak pomóc branży PR i naszemu krajowi.

Na początku października są wybory do Sejmu i Senatu. Partie polityczne przedstawiają konkurencyjne programy wyborcze, politycy tłumaczą dlaczego są lepsi od rywali, dziennikarze zadają w naszym imieniu (tak mówią) dociekliwe pytania. Nikt nie chce wytłumaczyć jak zmniejszyć dług publiczny.

W ramach wyborczej dyskusji jako zaangażowany obywatel (na pewno) i wyborca (być może) pragnę zaprezentować rewelacyjny pomysł uzdrowienia gospodarki. Przedstawiam go z wiarą, że Polacy dostrzegą jego zalety i zażądają natychmiastowego wprowadzenia w życie.

Mój pomysł nie wzbudzi żadnych kontrowersji. Co więcej, wywoła entuzjazm wśród wyborców, dla których największą wartością jest dobro Rzeczypospolitej. Nie wymaga podniesienia (ani obniżenia) podatków, zwiększenia (lub zmniejszenia) płacy minimalnej i pozwoli zaoszczędzić w państwowym budżecie mnóstwo pieniędzy.

Jestem głęboko przekonany, że potrzeba nam więcej przetwarzania odpadów wtórnych.

Konkretnie, mam na myśli wtórne przetwarzanie ustaw.

Ustawy co dwa lata

Nie uważam, że co roku potrzebujemy pakietu nowych ustaw. Nowe uregulowania prawne powinny pojawiać się co dwa lata.

Jeżeli wybieramy prezydenta co pięć lat, dlaczego rok w rok musimy zmieniać tyle ustaw?

Każdego roku posłowie i senatorowie uchwalają setki ustaw. Potem ministrowie opracowują tysiące szczegółowych aktów wykonawczych. I prawdę mówiąc, praktycznie nic się nie zmienia.

Czy ktoś widzi różnicę pomiędzy ustawami z 2010 i 2011 lub 2009 i 2010? Czy naprawdę trzeba było przez cztery lata latać rządowymi lub czarterowymi samolotami, jeździć służbowymi limuzynami, organizować wysłuchania publiczne, sejmowe debaty i przesłuchania specjalnych komisji? Czy ktoś widzi jakąś korzyść? Ja nie.

Załóżmy, że zgodzimy się uchwalać nowe ustawy tylko w lata parzyste. Wtedy w lata nieparzyste możemy wysyłać parlamentarzystów na bezpłatny urlop do domu. Niech przez ten rok denerwują swoje rodziny, nie nas. Nikt nie zauważy ich nieobecności na Wiejskiej, a my zaoszczędzimy mnóstwo publicznych pieniędzy.

Minusy i plusy

Zdaję sobie sprawę, że wysłanie naszych ustawodawców na rok do domu może odbić się niekorzystnie na niektórych branżach, na przykład, zmniejszą się obroty agencji towarzyskich. Spadnie też liczba wpisów na Twitterze i Facebooku. Ale korzyści przewyższą straty.

Żeby przyśpieszyć przyjęcie mojego pomysłu przez obydwie izby parlamentu proponuję dać mu nazwę jednoczącą wszystkie partie polityczne "Zjednoczona Deklaracja Ustawowej Niepodległości 2011" – w skrócie ZDUN 2011. Jak będą pytać, możemy powiedzieć, że chodzi o ocalenie naszych konstytucyjnych wartości.

Oto pięć korzyści mojego pomysłu:

1. 50% mniej kłótni w telewizji.

2. Mniejsze uzależnienie od surowców energetycznych (w tym ropy) i zmniejszenie dziury ozonowej, gdyż parlamentarzyści nie będą tak często latać samolotami po całym świecie na konferencje naukowe sponsorowane przez [nazwa dowolnej firmy farmaceutycznej, koncernu zbrojeniowego, producenta samochodów, itd.]

3. Zmniejszenie liczby politycznych blogów z tysiąca do kilku.

4. Dysponując większą ilością wolnego czasu parlamentarzyści bardziej zadbają o swój wygląd (siłownia i botoks?), wykształcenie i znajomość języków obcych (polecam chiński).

5. Prof. Tomasz Nałęcz będzie miał więcej czasu na pisanie książek.

Polecam mój pomysł z głębi serca, na dobry początek wystarczy przetworzyć ustawy z zeszłego roku – nie były takie złe.